Pobierz e-book:
Spis treści
Anna Hrycyszyn
Chirurg
Jesion Kowal
Kary i żywioły
Anna Askaldowicz
Korona północy
Łukasz Marek Fiema
Kot z pudełka
Marta Potocka
Lek
Małgorzata Binkowska
Marzenie Rotha
Karolina Fedyk
Serce Vann
Krystyna Chodorowska
Warunek początkowy
Agnieszka Zapart
Wyliczanka
Olga Niziołek
Mrok zabije wieloryba
Alicja Tempłowicz
My eter
Magdalena Czarnecka
Ordan
Gościnnie:
Benjamin Rosenbaum
Przyjmujący nowe i Pomarańcza
(tłumaczenie: Magdalena Grajcar)
Strona redakcyjna
Redakcja:
Anna Askaldowicz,
Anna Hrycyszyn,
Anna Kańtoch
Korekta:
Krzysztof Wójcikiewicz
Ilustracje:
Alicja Tempłowicz
Ilustracja na okładce:
Gabriela Palicka
Opracowanie graficzne okładki:
Gabriela Palicka
Skład:
Michał Dagajew
Informacje o wydaniu
ISBN:
9788393124039
Ilość stron:
316
Premiera:
16 lipca 2017
W poprzednich antologiach eksplorowaliśmy koncepcje “Zabawy w Boga” i “Rozstajów”, a także tworzyliśmy opowieści wokół rekwizytów w “Skafandrze i Meloniku”. Tym razem zabierzemy Was na wyprawę w nowe miejsce. Ty miejscem będzie widziany oczami naszych autorów Śląsk przeszłości, teraźniejszości i przyszłości. Śląsk podziemi, familoków, blokowisk i wieżowców. Śląsk tajemniczy, groźny i fascynujący. Chodźcie z nami, a pokażemy Wam prawdziwie Inny Świat.
Michał Cholewa
Antologie, parafrazując klasyka, są jak pudełko czekoladek. Nigdy nie wiadomo, co Ci sie trafi. Tym większa to niewiadoma, jeśli twórcą każdej pralinki jest inny artysta. Powiem jedno, wsunęłam wszystkie słodkości jedna po drugiej i wśród wielu smakowitych kąsków dostrzegłam kilku z zadatkami na mistrzów kuchni. Rewolucji żołądkowych nie przewiduję, przytyć nie przytyję, najadłam się emocji i jest mi dobrze. Dziękuję za strawę dla duszy, polecam.
Mag… to znaczy Marta Krajewska
Cytaty
Przede wszystkim jednak zna źródło zagrożenia. Nie szuka go – po prostu wie, więc wyciąga ku niemu ręce. Jest czarne i gładkie. Śliskie i gorące. Wije się pod palcami mężczyzny. Ten trzyma mocno, choć jego dłonie płoną. W końcu czas wyrywa się z otępienia i wściekły rusza do przodu. Chirurg oddycha płytko. Krople potu roszą jego czoło. Największa z nich poddaje się grawitacji, spływając wzdłuż skrzydełka nosa wprost na wybrzuszenie górnej wargi. Mężczyzna sięga do niej językiem. Dopiero ten odruch osadza go z powrotem w rzeczywistości, może więc spojrzeć na swoje ręce. Niepozorna grudka bladoróżowych tkanek nie wygląda groźnie, ale chirurg wie, iż wystarczyłoby kilka miesięcy i nowotwór zabiłby śpiącą na stole kobietę. Lekarz chwilę przygląda się pacjentce, a potem wyrzuca zlepek zbędnych komórek i myje ręce. Nietknięte narzędzia zdają się zerkać na niego z wyrzutem.
Anna Hrycyszyn: Chirurg
Pan Rospro nie był człowiekiem szczególnym. Wręcz przeciwnie, był bardzo ogólny. Do tego stopnia, że wręcz rozmazany; przemykał po klatce nie jak gdyby chciał być niewidzialnym, ale po prostu chcąc być niewidzialnym. To się czuło. Zamiast chwycić poręcz jakoś porządnie, ślizgał się po niej, i to ledwie końcami palców. Gdy było zimno i chodziło się w grubych kurtkach, pan Rospro starał się w ogóle nie machać rękami, żeby nie szeleścić. W trakcie rozmowy, zwykle pospiesznej i odbywanej w bliżej nieokreślonym zakłopotaniu, zamiast w oczy, patrzył na usta, jak duch skrycie głodny ciała. Czy skłonnością do istnienia jak najmniej, jak najmgnieniej, można się w ogóle wyróżniać? Wszyscy mieszkańcy bloku zgodnie twierdzili, że był najogólniejszym człowiekiem, jakiego w ogóle w życiu widzieli.
Jesion Kowal
Kary i żywioły
Kiedy przychodzi noc, ona przychodzi do niego. Niebo jest granatowe, usiane gwiazdami, ogromne, rozpycha ramy okna i kiedy ona kładzie się obok, nagle nad ich sypialnią nie ma już dachu, nagle są na pustkowiu, w ruinach świątyni, pod dębem, na którym kiedyś zawiesił dla niej cały gwiazdozbiór. Wtedy ona siada w pościeli. Podciąga kolana pod brodę, oplata je ramionami. Jest jej zimno, ale nie drży; patrzy tylko. W niebo, w morze, w dal, która jest odległa i w przestrzeni, i w czasie. Wzdycha cicho. On leży obok, obrócony do niej plecami, i usiłuje oddychać miarowo, żeby myślała, że śpi. Nie może być teraz blisko niej, ale nie chce być daleko. Nigdy nie spytał, czy wie, że w te noce nie śpią oboje. Czy to ma jakieś znaczenie?
Anna Askaldowicz
Korona północy
Niekiedy spotykali się na jakiejś konferencji naukowej, organizowanej zwykle pod patronatem ESA lub Konsorcjum Księżycowego. Takie spotkanie zawsze kończyło się podobnie. Znudzeni prelekcjami uciekali na miasto, gdzie świetnie się bawili. Potem znajdowali jakąś zaciszną kawiarenkę i dyskutowali o transgenicznych gatunkach kukurydzy albo syntezie biopolimerów. Na końcu szli ze sobą do łóżka. Rano zaś każde z nich odchodziło w swoją stronę, po raz kolejny stwierdzając, że tak jest lepiej i nie ma sensu tego zmieniać. Ciasny, mieszkalny kontener, przyczepiony do ściany drapacza chmur w New Delhi trudno było nazwać wygodnym mieszkaniem. Gdy weszła, w oczy rzucił jej się niebywały, wręcz ascetyczny porządek. Anton stanowił przykład gorliwego pedanta. Lubił wszystko starannie poukładać, znajdując idealne miejsce dla każdej rzeczy w swoim otoczeniu. Czasami, gdy była na niego zła, czuła się dokładnie jak taka rzecz, odpowiednio ułożona w jego życiu. Nie za daleko i nie za blisko. Tak w sam raz, by po nią sięgnąć, a równocześnie nie mieć ciągle na widoku.
Łukasz Marek Fiema
Kot z pudełka
Amerykanin podniósł szklaneczkę whisky i pustym wzrokiem patrzył na przenikające przez nią światło ognia płonącego w kominku. Francuz oparł głowę na dłoniach i przeczesywał włosy palcami. Chińczyk ledwo zauważalnie poruszał ustami, z których nie wydobywał się jednak żaden dźwięk. Nadszedł nieuchronny moment – podjęcia decyzji. Decyzji słusznej i rozsądnej. Jedynej, jaka miała sens. Moment przypieczętowania własnym słowem śmierci milionów ludzi. „Nie, nie śmierci” – pomyślał Rosjanin. – „Przecież nikogo nie zabijemy. Po prostu nie pozwolimy im sztucznie przedłużać życia. Nie podepniemy respiratora, bez którego natura zrobi swoje”. Jednak, pomimo że argumenty te zdawały mu się być logiczne, wiedział, że tak naprawdę oszukuje samego siebie. Próbował się tak oszukiwać, odkąd dzięki doniesieniom wywiadu zrozumiał, jaką decyzję będzie musiał podjąć w ciągu kilku dni. Kilku dni myślenia, przekonywania samego siebie, nawet przeglądania statystyk medycznych. Nie pomogło.
Marta Potocka
Lek
Czy to jest rodzaj hologramu, czy mechanika? – zapytał niepewnie gość w szarych oprawkach, skrywających pobrużdżoną zmarszczkami twarz. – To programowalne tworzywo – wyjaśnił chętnie prowadzący. – Używamy go czasem do wizualizacji, ale coraz rzadziej – ma swoje ograniczenia. Natomiast świetnie sprawdza się w zabawie. Oczywiście my musielibyśmy użyć komputera i odpowiedniej nakładki, Roth wgrywa program dotknięciem palców. Kilka zdumionych spojrzeń, ciche westchnienia – kolejne reakcje ludzi, którzy nie nadążają za technologią. – No dobrze, ale CO on robi? – Nie dawała za wygraną kobieta. – Aktualnie, niech spojrzę… – mężczyzna zamyślił się, ale po chwili jego twarz straciła cechy skupienia. – Właśnie przeorganizowuje jedną z fabryk należących do jednego z naszych klientów. A nie, przepraszam, wygląda na to, że to szerzej zakrojone zmiany – dotyczą całej firmy.
Małgorzata Binkowska
Marzenie Rotha
Złapała parasolkę i ruszyła na przystanek, po czym zawahała się w drzwiach. Wieloryb, którego nie udobruchano spacerem, będzie się złościł. Cały dzień w kawiarni można by więc spisać na straty. A gdyby szła na piechotę, nigdy nie zdołałaby przyjść na czas. Podjęła więc jedyne możliwe działanie – złapała za ciężką czarną słuchawkę i wykręciła jeden z pięciu numerów zapisanych w książeczce adresowej. Głos pani Reni dobiegał jakby z daleka. – Pani Reniu, dzień dobry. Ja dzisiaj nie mam dobrego dnia i nie przyjdę – powiedziała szybko, żeby znienawidzona płetwa nie ścisnęła jej gardła. – Przykro mi bardzo. Przepraszam. Odpowiedź utonęła pośród szumów i śpiewów wieloryba.
Olga Niziołek
Mrok zabije wieloryba
Gautier Marcel de Voyer d’Argenson chciwie wygląda przez podwójne, zakończone wpisanym w ostrołuk maswerkiem okno. Ocenia wysokość, ostrość i twardość wieżyczek, śmiercionośność powietrznych tuneli i napięcie w przewodach rozwieszonych misterną pajęczyną wśród przemysłowej, opalizującej lekko mgły. Pieści wzrokiem okrutnie nastroszone szpice i rozkoszuje się niemożnością dostrzeżenia gruntu. Stąd nie widać wiele, kanciaste zabudowania nikną w smogu, horyzont nie definiuje się, dachy budynków po prostu znikają w oddali, jakby zniecierpliwiony malarz zamaszystym gestem rozmazał ich kontury.
Alicja Tempłowicz
My eter
Chet posłał mu zirytowane spojrzenie. Głupia, uparta kreatura. Znajdowali się na głównym placu, tuż obok pompy, dlatego scena ich utarczki szybko urosła do rangi przedstawienia teatralnego. Wokół zaczęła gromadzić się ciekawska gawiedź. Najpierw podeszły dzieciaki z szeroko rozdziawionymi ustami i przykuśtykało kilku zaaferowanych włóczęgów. Jednak po chwili zjawili się także szanowani obywatele Noxvale, najwidoczniej znudzeni poobiednią sjestą. Konflikt dałoby się jeszcze jakoś zażegnać, gdyby jaszczur przeprosił, ale on najwidoczniej nie miał takiego zamiaru. Stanął na szeroko rozstawionych nogach i położył rękę na teleskopowej pałce, którą nosił u pasa. Wieńczyły ją ostre kolce w kształcie rozgwiazdy. Chet wiedział, że zaciskały się mocno na ciele ofiary, by wyrywać kęsy tkanek ze sprawnością godną szczęk rekina. Dość prymitywna broń, ale robiła wrażenie.
Magdalena Czarnecka
Ordan
Podeszła do posągu. Jej matka zamieniała się w piryt – w szarym jesiennym świetle jego połysk niemal natychmiast matowiał. U jej stóp kamień zaczął już czernieć, a odblaski złota ustąpiły miejsca dziwnym, przydymionym fioletom. Po ostrzu skamieniałego miecza spływały czerwonawe zacieki. Skała kończyła się tuż pod podbródkiem kobiety, obejmując jej potylicę, zagarniając warkocze. Nawet oczy Selatri przybrały tę zestałą barwę i poruszały się leniwie pod znieruchomiałymi powiekami.
Karolina Fedyk
Serce Vann
Przesuwam palcami po strunach, podczas gdy Aaltje zakłada słuchawkę i konfiguruje swój telefon. Spod przymrużonych powiek śledzę ludzi przy sąsiednich stolikach i widzę, że magia działa, już zdali sobie sprawę, że gram teraz tylko dla nich, nie dla milionów użytkowników ślizgających się po sieci, ale dla tych kilkunastu osób, które przypadkiem usiadły obok, żeby wypić kawę. Przekaz na żywo jest potężny, jako dzieciak zobaczyłem kilka zespołów w akcji, załapałem się na koncert Biohazard i widziałem, co potrafili zrobić z tłumem, jak działała świadomość, że nasi idole mówią prosto do nas. Gdyby jeszcze tej nocy kazali nam iść i spalić ratusz, to byśmy poszli i spalili. Aaltje włącza nagrywanie
Krystyna Chodorowska
Warunek początkowy
– Co to jest? – Podręcznik do gry. – Mogę zobaczyć? Okładka miękko układa się dłoniach, budząc tkliwość i nostalgię. Zetlały zapach farby drukarskiej i kurzu wielu bibliotek wywabia z pamięci wspomnienia młodych lat. Łapię się na tym, że wzdycham, a Tomasz przygląda mi się uważnie spod zmierzwionych włosów. Błękitne oczy błyszczą radością.
Agnieszka Zapart
Wyliczanka
W poprzednich antologiach eksplorowaliśmy koncepcje “Zabawy w Boga” i “Rozstajów”, a także tworzyliśmy opowieści wokół rekwizytów w “Skafandrze i Meloniku”. Tym razem zabierzemy Was na wyprawę w nowe miejsce. Ty miejscem będzie widziany oczami naszych autorów Śląsk przeszłości, teraźniejszości i przyszłości. Śląsk podziemi, familoków, blokowisk i wieżowców. Śląsk tajemniczy, groźny i fascynujący. Chodźcie z nami, a pokażemy Wam prawdziwie Inny Świat.
Michał Cholewa
Antologie, parafrazując klasyka, są jak pudełko czekoladek. Nigdy nie wiadomo, co Ci sie trafi. Tym większa to niewiadoma, jeśli twórcą każdej pralinki jest inny artysta. Powiem jedno, wsunęłam wszystkie słodkości jedna po drugiej i wśród wielu smakowitych kąsków dostrzegłam kilku z zadatkami na mistrzów kuchni. Rewolucji żołądkowych nie przewiduję, przytyć nie przytyję, najadłam się emocji i jest mi dobrze. Dziękuję za strawę dla duszy, polecam.
Mag… to znaczy Marta Krajewska
Cytaty
Przede wszystkim jednak zna źródło zagrożenia. Nie szuka go – po prostu wie, więc wyciąga ku niemu ręce. Jest czarne i gładkie. Śliskie i gorące. Wije się pod palcami mężczyzny. Ten trzyma mocno, choć jego dłonie płoną. W końcu czas wyrywa się z otępienia i wściekły rusza do przodu. Chirurg oddycha płytko. Krople potu roszą jego czoło. Największa z nich poddaje się grawitacji, spływając wzdłuż skrzydełka nosa wprost na wybrzuszenie górnej wargi. Mężczyzna sięga do niej językiem. Dopiero ten odruch osadza go z powrotem w rzeczywistości, może więc spojrzeć na swoje ręce. Niepozorna grudka bladoróżowych tkanek nie wygląda groźnie, ale chirurg wie, iż wystarczyłoby kilka miesięcy i nowotwór zabiłby śpiącą na stole kobietę. Lekarz chwilę przygląda się pacjentce, a potem wyrzuca zlepek zbędnych komórek i myje ręce. Nietknięte narzędzia zdają się zerkać na niego z wyrzutem.
Anna Hrycyszyn: Chirurg
Pan Rospro nie był człowiekiem szczególnym. Wręcz przeciwnie, był bardzo ogólny. Do tego stopnia, że wręcz rozmazany; przemykał po klatce nie jak gdyby chciał być niewidzialnym, ale po prostu chcąc być niewidzialnym. To się czuło. Zamiast chwycić poręcz jakoś porządnie, ślizgał się po niej, i to ledwie końcami palców. Gdy było zimno i chodziło się w grubych kurtkach, pan Rospro starał się w ogóle nie machać rękami, żeby nie szeleścić. W trakcie rozmowy, zwykle pospiesznej i odbywanej w bliżej nieokreślonym zakłopotaniu, zamiast w oczy, patrzył na usta, jak duch skrycie głodny ciała. Czy skłonnością do istnienia jak najmniej, jak najmgnieniej, można się w ogóle wyróżniać? Wszyscy mieszkańcy bloku zgodnie twierdzili, że był najogólniejszym człowiekiem, jakiego w ogóle w życiu widzieli.
Jesion Kowal
Kary i żywioły
Kiedy przychodzi noc, ona przychodzi do niego. Niebo jest granatowe, usiane gwiazdami, ogromne, rozpycha ramy okna i kiedy ona kładzie się obok, nagle nad ich sypialnią nie ma już dachu, nagle są na pustkowiu, w ruinach świątyni, pod dębem, na którym kiedyś zawiesił dla niej cały gwiazdozbiór. Wtedy ona siada w pościeli. Podciąga kolana pod brodę, oplata je ramionami. Jest jej zimno, ale nie drży; patrzy tylko. W niebo, w morze, w dal, która jest odległa i w przestrzeni, i w czasie. Wzdycha cicho. On leży obok, obrócony do niej plecami, i usiłuje oddychać miarowo, żeby myślała, że śpi. Nie może być teraz blisko niej, ale nie chce być daleko. Nigdy nie spytał, czy wie, że w te noce nie śpią oboje. Czy to ma jakieś znaczenie?
Anna Askaldowicz
Korona północy
Niekiedy spotykali się na jakiejś konferencji naukowej, organizowanej zwykle pod patronatem ESA lub Konsorcjum Księżycowego. Takie spotkanie zawsze kończyło się podobnie. Znudzeni prelekcjami uciekali na miasto, gdzie świetnie się bawili. Potem znajdowali jakąś zaciszną kawiarenkę i dyskutowali o transgenicznych gatunkach kukurydzy albo syntezie biopolimerów. Na końcu szli ze sobą do łóżka. Rano zaś każde z nich odchodziło w swoją stronę, po raz kolejny stwierdzając, że tak jest lepiej i nie ma sensu tego zmieniać. Ciasny, mieszkalny kontener, przyczepiony do ściany drapacza chmur w New Delhi trudno było nazwać wygodnym mieszkaniem. Gdy weszła, w oczy rzucił jej się niebywały, wręcz ascetyczny porządek. Anton stanowił przykład gorliwego pedanta. Lubił wszystko starannie poukładać, znajdując idealne miejsce dla każdej rzeczy w swoim otoczeniu. Czasami, gdy była na niego zła, czuła się dokładnie jak taka rzecz, odpowiednio ułożona w jego życiu. Nie za daleko i nie za blisko. Tak w sam raz, by po nią sięgnąć, a równocześnie nie mieć ciągle na widoku.
Łukasz Marek Fiema
Kot z pudełka
Amerykanin podniósł szklaneczkę whisky i pustym wzrokiem patrzył na przenikające przez nią światło ognia płonącego w kominku. Francuz oparł głowę na dłoniach i przeczesywał włosy palcami. Chińczyk ledwo zauważalnie poruszał ustami, z których nie wydobywał się jednak żaden dźwięk. Nadszedł nieuchronny moment – podjęcia decyzji. Decyzji słusznej i rozsądnej. Jedynej, jaka miała sens. Moment przypieczętowania własnym słowem śmierci milionów ludzi. „Nie, nie śmierci” – pomyślał Rosjanin. – „Przecież nikogo nie zabijemy. Po prostu nie pozwolimy im sztucznie przedłużać życia. Nie podepniemy respiratora, bez którego natura zrobi swoje”. Jednak, pomimo że argumenty te zdawały mu się być logiczne, wiedział, że tak naprawdę oszukuje samego siebie. Próbował się tak oszukiwać, odkąd dzięki doniesieniom wywiadu zrozumiał, jaką decyzję będzie musiał podjąć w ciągu kilku dni. Kilku dni myślenia, przekonywania samego siebie, nawet przeglądania statystyk medycznych. Nie pomogło.
Marta Potocka
Lek
Czy to jest rodzaj hologramu, czy mechanika? – zapytał niepewnie gość w szarych oprawkach, skrywających pobrużdżoną zmarszczkami twarz. – To programowalne tworzywo – wyjaśnił chętnie prowadzący. – Używamy go czasem do wizualizacji, ale coraz rzadziej – ma swoje ograniczenia. Natomiast świetnie sprawdza się w zabawie. Oczywiście my musielibyśmy użyć komputera i odpowiedniej nakładki, Roth wgrywa program dotknięciem palców. Kilka zdumionych spojrzeń, ciche westchnienia – kolejne reakcje ludzi, którzy nie nadążają za technologią. – No dobrze, ale CO on robi? – Nie dawała za wygraną kobieta. – Aktualnie, niech spojrzę… – mężczyzna zamyślił się, ale po chwili jego twarz straciła cechy skupienia. – Właśnie przeorganizowuje jedną z fabryk należących do jednego z naszych klientów. A nie, przepraszam, wygląda na to, że to szerzej zakrojone zmiany – dotyczą całej firmy.
Małgorzata Binkowska
Marzenie Rotha
Złapała parasolkę i ruszyła na przystanek, po czym zawahała się w drzwiach. Wieloryb, którego nie udobruchano spacerem, będzie się złościł. Cały dzień w kawiarni można by więc spisać na straty. A gdyby szła na piechotę, nigdy nie zdołałaby przyjść na czas. Podjęła więc jedyne możliwe działanie – złapała za ciężką czarną słuchawkę i wykręciła jeden z pięciu numerów zapisanych w książeczce adresowej. Głos pani Reni dobiegał jakby z daleka. – Pani Reniu, dzień dobry. Ja dzisiaj nie mam dobrego dnia i nie przyjdę – powiedziała szybko, żeby znienawidzona płetwa nie ścisnęła jej gardła. – Przykro mi bardzo. Przepraszam. Odpowiedź utonęła pośród szumów i śpiewów wieloryba.
Olga Niziołek
Mrok zabije wieloryba
Gautier Marcel de Voyer d’Argenson chciwie wygląda przez podwójne, zakończone wpisanym w ostrołuk maswerkiem okno. Ocenia wysokość, ostrość i twardość wieżyczek, śmiercionośność powietrznych tuneli i napięcie w przewodach rozwieszonych misterną pajęczyną wśród przemysłowej, opalizującej lekko mgły. Pieści wzrokiem okrutnie nastroszone szpice i rozkoszuje się niemożnością dostrzeżenia gruntu. Stąd nie widać wiele, kanciaste zabudowania nikną w smogu, horyzont nie definiuje się, dachy budynków po prostu znikają w oddali, jakby zniecierpliwiony malarz zamaszystym gestem rozmazał ich kontury.
Alicja Tempłowicz
My eter
Chet posłał mu zirytowane spojrzenie. Głupia, uparta kreatura. Znajdowali się na głównym placu, tuż obok pompy, dlatego scena ich utarczki szybko urosła do rangi przedstawienia teatralnego. Wokół zaczęła gromadzić się ciekawska gawiedź. Najpierw podeszły dzieciaki z szeroko rozdziawionymi ustami i przykuśtykało kilku zaaferowanych włóczęgów. Jednak po chwili zjawili się także szanowani obywatele Noxvale, najwidoczniej znudzeni poobiednią sjestą. Konflikt dałoby się jeszcze jakoś zażegnać, gdyby jaszczur przeprosił, ale on najwidoczniej nie miał takiego zamiaru. Stanął na szeroko rozstawionych nogach i położył rękę na teleskopowej pałce, którą nosił u pasa. Wieńczyły ją ostre kolce w kształcie rozgwiazdy. Chet wiedział, że zaciskały się mocno na ciele ofiary, by wyrywać kęsy tkanek ze sprawnością godną szczęk rekina. Dość prymitywna broń, ale robiła wrażenie.
Magdalena Czarnecka
Ordan
Podeszła do posągu. Jej matka zamieniała się w piryt – w szarym jesiennym świetle jego połysk niemal natychmiast matowiał. U jej stóp kamień zaczął już czernieć, a odblaski złota ustąpiły miejsca dziwnym, przydymionym fioletom. Po ostrzu skamieniałego miecza spływały czerwonawe zacieki. Skała kończyła się tuż pod podbródkiem kobiety, obejmując jej potylicę, zagarniając warkocze. Nawet oczy Selatri przybrały tę zestałą barwę i poruszały się leniwie pod znieruchomiałymi powiekami.
Karolina Fedyk
Serce Vann
Przesuwam palcami po strunach, podczas gdy Aaltje zakłada słuchawkę i konfiguruje swój telefon. Spod przymrużonych powiek śledzę ludzi przy sąsiednich stolikach i widzę, że magia działa, już zdali sobie sprawę, że gram teraz tylko dla nich, nie dla milionów użytkowników ślizgających się po sieci, ale dla tych kilkunastu osób, które przypadkiem usiadły obok, żeby wypić kawę. Przekaz na żywo jest potężny, jako dzieciak zobaczyłem kilka zespołów w akcji, załapałem się na koncert Biohazard i widziałem, co potrafili zrobić z tłumem, jak działała świadomość, że nasi idole mówią prosto do nas. Gdyby jeszcze tej nocy kazali nam iść i spalić ratusz, to byśmy poszli i spalili. Aaltje włącza nagrywanie
Krystyna Chodorowska
Warunek początkowy
– Co to jest? – Podręcznik do gry. – Mogę zobaczyć? Okładka miękko układa się dłoniach, budząc tkliwość i nostalgię. Zetlały zapach farby drukarskiej i kurzu wielu bibliotek wywabia z pamięci wspomnienia młodych lat. Łapię się na tym, że wzdycham, a Tomasz przygląda mi się uważnie spod zmierzwionych włosów. Błękitne oczy błyszczą radością.
Agnieszka Zapart
Wyliczanka
Pobierz e-book:
Spis treści
Anna Hrycyszyn
Chirurg
Jesion Kowal
Kary i żywioły
Anna Askaldowicz
Korona północy
Łukasz Marek Fiema
Kot z pudełka
Marta Potocka
Lek
Małgorzata Binkowska
Marzenie Rotha
Karolina Fedyk
Serce Vann
Krystyna Chodorowska
Warunek początkowy
Agnieszka Zapart
Wyliczanka
Olga Niziołek
Mrok zabije wieloryba
Alicja Tempłowicz
My eter
Magdalena Czarnecka
Ordan
Gościnnie:
Benjamin Rosenbaum
Przyjmujący nowe i Pomarańcza
(tłumaczenie: Magdalena Grajcar)
Informacje redakcyjne
Redakcja:
Anna Askaldowicz,
Anna Hrycyszyn,
Anna Kańtoch
Korekta:
Krzysztof Wójcikiewicz
Ilustracje:
Alicja Tempłowicz
Ilustracja na okładce:
Gabriela Palicka
Opracowanie graficzne okładki:
Gabriela Palicka
Skład:
Michał Dagajew
Informacje o wydaniu
ISBN:
9788393124039
Ilość stron:
316
Premiera:
16 lipca 2017